Kiedy nieznośny dźwięk budzika rozbrzmiał w pokoju, Hope ze
znudzoną miną zwlekła się z łóżka. Pościeliła je starannie, a potem podążyła do
łazienki. Poranna toaleta i ubranie nie zajęło jej dużo czasu, a na makijaż
nigdy się nie decydowała. To zdecydowanie nie leżało w jej naturze.
Wolnym krokiem zeszła po schodach do jadalni, gdzie siedział
już jej ojciec czytający gazetę, a mama podawała gorące naleśniki.
-Dziecko, pośpiesz się. Inaczej się spóźnisz. – skarciła ją
rodzicielka, a ona bez słowa zajęła swoje miejsce i zabrała się za posiłek.
Nigdy nie podejmowała dyskusji z matką bo zwyczajnie nie
miało to najmniejszego sensu. Jej impulsywność i przekonanie „ wiem wszystko
najlepiej” , likwidowały szansę na jakiekolwiek kompromisy. Ona musiała zawsze
mieć rację, a Hope chciała mieć po prostu święty spokój.
-Dziękuje –szepnęła dziewczyna wstając, ale nikt nie
zaszczycił jej odpowiedzią. Była do tego przyzwyczajona. Ubrała szybko swoje
szare trampki i jak najszybciej wyszła z domu, na wyjątkowo orzeźwiające, sierpniowe
powietrze.
Nogi same poniosły ją pod szary, niczym nie wyróżniający się
mały budynek, w którym odbywały się zajęcia z malarstwa. Jej matka wpadła we
wściekłość na wieść, że Hope nie miała żadnych wakacyjnych planów, więc
zaaranżowała jej chociaż taki kurs.
- O, panna Richardson. Jak miło, że w końcu zaszczyciłaś nas
swoją obecnością.- usłyszała ironiczny głos swojej znienawidzonej nauczycielki
rysunku na samym wejściu, przez co jej i tak wątpliwy entuzjazm osłabł.
- Dzień dobry –
powiedziała pod nosem i przemknęła szybko do swojej sztalugi w kącie sali. Nie
cierpiała się spóźniać, bo wtedy spojrzenia wszystkich były skierowane na nią,
a ona czuła się bardzo niezręcznie. Szybkim ruchem pozbyła się bluzy i chwyciła
ołówek w dłoń, usilnie próbując lekceważyć resztę osób. Pani Cartson ostatni
raz posłała jej krzywe spojrzenie i odchrząknęła patrząc już na całą grupę.
- Dobrze więc, młodzieży. Skoro jesteśmy już w komplecie-
kolejny raz popatrzyła na Richardson, a ta jedynie spuściła wzrok- zabieramy
się do pracy. Dzisiaj martwa natura. Twórzcie, na co tylko macie ochotę!
–krzyknęła wyniośle przesadnie gestykulując, a cała grupa w milczeniu chwyciła
odpowiednie ołówki i zabrała się za poprawianie sztalug.
Myślenie kreatywne
nigdy nie było mocnym punktem Hope. Wolała mieć jasno sformułowane polecenie,
niżeli tworzyć coś własnego.
- Może odtwórz tamte owoce leżące na stole? – usłyszała
cichy, aczkolwiek delikatny głos przy swoim uchu. Odskoczyła na bok jak
oparzona, przy okazji przewracając stojącą obok, nieużywaną sztalugę na ziemię.
-Richardson! – piekliła się Cartson niemal pędem
przybiegając do niej. – Co to ma znaczyć? Z jakich powodów rujnujesz moje
zajęcia? – zrobiła się czerwona, a okulary spadły jej na czubek nosa.
Dziewczyna splotła razem dłonie i w milczeniu spuściła głowę. Nienawidziła takich sytuacji.
- Przepraszam, to moja wina. – rozbawiony głos przyszył
nagłą ciszę, ale Hope nie potrafiła się zdobyć na odwagę, by spojrzeć na tego
chłopaka – zaskoczyłem ją.
Nauczycielka obdarzyła go karcącym spojrzeniem i po raz
kolejny tego dnia udzieliła reprymendy.
- Wracajcie już do pracy, bo czasu zabraknie – machnęła ręką
i pomaszerowała w stronę kolejnych artystów. Hope stanęła z powrotem przed
swoją sztalugą i drżącą ręką próbowała namalować widziany przed sobą stolik z
koszykiem owoców. Kurtyna z włosów idealnie oddzieliła ją od towarzysza z
zamieszania, jednak cały czas czuła pewien dyskomfort. Hope odnosiła dziwne
wrażenie, że ten chłopak świdruje ją spojrzeniem. Dziewczyna delikatnie przekrzywiła
głowę i popatrzyła na niego kątem oka, a potem z wrażenia upadł jej ołówek.
On naprawdę się na
nią gapił, a jego ołówek ani drgnął.
-Pamiętajcie, za tydzień następna lekcja. Proszę, nie
spóźniajcie się- dodała na koniec złowrogo pani Cartson, a potem jako pierwsza
opuściła budynek. Hope zarzuciła na ramiona szarą bluzę i skierowała się w
kierunku drzwi.
- Mogłabyś chociaż podziękować, że zdjąłem z ciebie ten
ciężar spojrzeń. No i jeszcze ta
reprymenda od nauczycielki. Masz tupet, żeby nie odezwać się po tym ani jednym
miłym słowem do mnie – usłyszała drwiący ton zza rogu. Zatrzymała się i
spuściła głowę. Właśnie tego się obawiała. Bezpośrednia konfrontacja.
Usłyszała kroki i zobaczyła czubki drugiej pary butów na ziemi.
Ciepła dłoń delikatnie ujęła jej podbródek i podniosła go tak, aby nawiązać
kontakt wzrokowy. Przystojny brunet uśmiechnął się triumfalnie.
- Tak lepiej. Jestem Harry. – powiedział, a serce Hope jakby
nagle cofnęło się w czasie. Dziewczyna
stała nieruchomo wpatrując się usilnie w każdy detal jego twarzy, byle nie
prosto w oczy. Chłopak zmarszczył brwi.
- Wszystko w
porządku? Zbladłaś. – mruknął i puścił ją, a ona skorzystała z chwili i
popędziła w kierunku domu z całych sił. Nagle nie liczyło się, jak beznadziejna
była zawsze w biegach na wf-ie. Tam nie miała odpowiedniej determinacji.
Wymijała ludzi, przeskakiwała przez krzaki i dopiero jak
dotarła do okolicy domu, zwolniła kroku. Cała zdyszana przekroczyła próg drzwi,
po czym zamknęła je i usiadła oddychając głęboko.
- Już jesteś? Zazwyczaj nie ma cię dłużej. – zdziwiony głos
jej brata był pierwszą rzeczą, którą usłyszała. Chłopak zbiegł po schodach i
przytulił młodszą siostrę na powitanie. Był wyjątkowo radosny jak na końcówkę
wakacji.
- Wybierasz się gdzieś? –spytała zdziwiona Hope, kiedy
Thomas zaczął z wielkim uśmiechem zakładać nową koszulę.
- Pogodziłem się z Jude, idziemy na randkę. Trzymaj kciuki!-
krzyknął na odchodne i wybiegł z domu. Dziewczyna zmarszczyła czoło i
pomaszerowała w stronę kuchni.
„Będziemy późno. Obiad
czeka w lodówce. Mama” głosiła
karteczka na lodówce, którą Hope przeczytała na głos. To było typowe.
Rodzina Richardson miała poważny kryzys, jeśli chodzi o zacieśnianie związków
rodzinnych, albo chociaż pielęgnowanie ich.
Hope podgrzała swój talerz spaghetti i zabrała się za
czytanie ksiązki. Zostały jej ostatnie trzy dni wakacji, których nie ma zamiaru
spędzić w jakikolwiek aktywniejszy sposób od przebywania na terenie własnego
domu.
Dźwięk sms-a oderwał ją od aktualnej lektury, a jej treść
zdziwiła ją jeszcze bardziej.
Co powiesz, żebyśmy wyskoczyły razem na miasto wieczorem i poznały się
lepiej?
Trzeba korzystać z wakacji, póki jeszcze są!
Odpisz co o tym sądzisz.
xoxo Ruby
-Co ja najlepszego zrobiłam.- warknęła na siebie Hope stojąc
przed szafą z ubraniami od dobrych dziesięciu minut. Dziewczyna westchnęła i
oparła głowę na drzwiczkach.
Różowowłosa nie była typem imprezowiczki. Ba, nie była nawet
typem, który chodzi gdziekolwiek z własnej woli. Jednak w Ruby było coś
intrygującego. Nigdy nie zamieniła choćby słowa z osobą tak energiczną, po
prostu unikała ich jak mogła. Nie dlatego, że coś do nich miała, przeciwnie.
Jednak Hope przerażały takie pokłady energii i optymizmu mieszczące się w
jednej osobie. Zawsze była opanowana i potrafiła chłodno ocenić sytuację.
Po kolejnych dwudziestu minutach dziewczyna poddała się i
założyła zwykłe jeansy, granatową, przewiewną bluzkę oraz ulubione szare
trampki.
Od dzieciństwa usilnie starała się wtopić w tłum, dlatego
sukienki i spódniczki po prostu nie wchodziły w grę. Nawet nie warto wspominać
o stosunku Hope do butów na obcasach.
Dziewczyna chwyciła torebkę i telefon, po czym wolnym
krokiem skierowała się do wyjścia. Zacisnęła dłoń na klamce i zaczęła się
wahać. Co, jeżeli Ruby po prostu sobie z niej zażartowała ?Przecież widziała,
że Hope jest raczej aspołecznym typem ludzi, odseparowanym od reszty.
Uwzględniając wszystkie opcje różowowłosa odetchnęła głęboko
przymrużając oczy i zdecydowała.
Po zamknięciu drzwi
dziewczyna podążała w kierunku dyskoteki, na której umówiła się w późniejszych
sms-ach z Ruby. Hope była cała spięta. Nigdy nie uczestniczyła w takich
wydarzeniach. Właściwie, panna Richardson nigdy nie była na imprezie.
- No proszę, proszę. Jaki ten świat jest jednak mały –
usłyszała za swoimi plecami ten sam głos, którego tak się obawiała. Hope
przyspieszyła, jednak chłopak był szybszy. Chwycił jej dłoń i zmusił do obrotu
tak, że stali teraz twarzą w twarz.
Harry wyglądał zupełnie inaczej niż na lekcji malarstwa.
Chłopak w zielonej bluzie i jeansach przekształcił się w mężczyznę mającego na
sobie ciemne spodnie i przyległy, czarny t-shirt, na który niedbale była
zarzucona skórzana kurtka. Zmierzył dziewczynę spojrzeniem od góry do dołu i
zmarszczył brwi.
- Zazwyczaj na wieczorne imprezy dziewczyny ubierają krótkie
spódniczki i mają gigantyczne ilości makijażu. Co z tobą nie tak? – zapytał
patrząc na nią ciekawsko z drwiącym uśmiechem, a różowowłosa założyła ręce na
piersiach i zacisnęła malinowe usta.
- Odzywasz się czasem? Jezu, co z tobą nie tak? – chłopak
potrząsnął nią, a Hope starała się go ignorować. Miała nadzieję, że wtedy
odejdzie. Harry westchnął i kucnął patrząc w górę, przez co jego intensywnie
zielone oczy odnalazły jej.
- Przecież nic ci nie zrobię – powiedział wolno, jakby
podkreślając znaczenie każdego słowa.
Różowowłosa delikatnie kiwnęła głową patrząc mu w oczy, a
chłopak wstał i wyglądał na zmęczonego tym spotkaniem.
- Dobra, tak to my się nie dogadamy – warknął i Hope
odetchnęła mając nadzieję, że to oznacza jego odejście. Jej twarz wyraziła
głębokie zdziwienie, kiedy chłopak pociągnął ją za rękę w kierunku lasu.
- C-co ty robisz? – zająknęła się mówiąc cicho z
przerażeniem na twarzy, a chłopak puścił jej drwiący uśmieszek.
- O, proszę. Jednak umiesz mówić. – mruknął z błyskiem w
oku, ale patrząc na nią dodał – nie bój się. Zabieram cię w ustronniejsze
miejsce, żeby w spokoju porozmawiać.- podkreślił ostatnie słowo, ale Hope ten
pomysł wcale się nie podobał.
Miała wrażenie, że
jej podejrzenia są słuszne.
A jeżeli są, to jedno jest pewne.
On nie może poznać jej prawdziwego imienia.
***
A więc oto jest drugi rozdział! :)
Nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale cóż. Trochę mnie wena opuściła.
Za tydzień więcej przygód Ruby, a na razie prosimy o komentarze:)
Do zobaczenia miśki <3
Kompletnie nie mam pojęcia, co ten Harry kombinuje. Mam jednak nadzieję, że dzięki swoim planom jakoś otworzy tą biedną Hope, bo przecież to niezdrowe tak zamykać się przed ludźmi. Także liczę na wielką transformację tej dziewczyny. Pierwszy krok juz zrobiła; spotkanie z odważną i pełną energii Ruby może tez jej pomoże...
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny.
Z wielką niecierpliwością czekam na dalsze przygody tych dziewczyn! Czuję że będzie się sporo ciekawych rzeczy działo w ich życiu.
Pozdrawiam ciepło,
Charlie
Dziekuje bardzo za komentarz <3
OdpowiedzUsuńJest super ! Mogę prosić o informowanie mnie o następnych rozdziałach na http://beauty-brutal.blogspot.com/? Bardzo proszę ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3
OdpowiedzUsuń