niedziela, 28 września 2014

Prologue


*Hope*


Nigdy nie sądziłam, że będziesz miał taki wpływ na moje życie.

- Co to jest? –spytałam patrząc na rysunek, na którym nic się nie wyróżniało. Wszystko pochłaniała zachłanna czerń i skrupulatnie zajmowała coraz większą część kartki. Chłopak przestał na moment kreślić kolejne kółka i powiedział:
- To są wszyscy ludzie-objaśnił i wskazał palcem na małą,  nie zamalowaną część kartki- a to my.-uśmiechnął się do mnie  i wrócił do kolorowania, a ja zmarszczyłam brwi i zajęłam się swoim jednorożcem.
Nie rozumiałam jeszcze wtedy, jak ważną postacią będziesz w moim życiu.
Oraz jak trudne będzie dalsze życie bez Ciebie.

- Hope! Mówię do ciebie!- zirytowany głos mojego brata rozniósł się po całym pokoju, a ja ze zdziwienia podskoczyłam na łóżku i upuściłam drewnianą ramkę na ziemie. Chłopak kucnął przy mnie podnosząc ją i westchnął teatralnie. Jego niebieskie oczy spoglądały na mnie z troską, a ja starannie unikałam jego spojrzenia.
Wiedziałam, co mi zaraz powie. I to bolało najbardziej.
- Hope, on już tu nie wróci. Zapomnij w końcu.- szepnął kładąc mi dłonie na kolanach, a ja spuściłam głowę tak, ze kaskada jasnoróżowych włosów stworzyła mur między nami. Nie ruszyłam się, aż zrezygnowany opuścił pokój.
To zawsze się tak kończyło.


- Idę dzisiaj wieczorem do klubu, musze się w końcu rozerwać po tych wszystkich egzaminach- powiedział Thomas przy obiedzie, a moja mama zaklaskała w dłonie.
- To świetna okazja! Może zabierzesz ze sobą siostrę? – krzyknęła z wielkim uśmiechem, a ja wpatrywałam się z uporem w talerz ciepłej zupy.
- Pewnie, żaden problem- mruknął z delikatnym uśmiechem, a ja z wrażenia upuściłam łyżkę na ziemię
- Może mnie by ktoś zapytał o zdanie? – zapytałam zdenerwowana, a moja matka obarczyła mnie chłodnym spojrzeniem.
- Ty się na nic nie zgadzasz, więc trzeba się zgadzać za ciebie- odpowiedziała nie przeszkadzając sobie w delektowaniu się posiłkiem, a ja zacisnęłam pięści i pomaszerowałam do swojego pokoju.

I tak wylądowałam tutaj.

Klub, piątkowy wieczór. Wszyscy tańczą, piją, palą, bawią się, romansują, korzystają z życia.
Thomas jak zwykle znalazł sobie grono fanek i zostawił mnie samą.                          
- Mała, wyluzuj  w końcu – usłyszałam głos jednego z pijanych kolegów mojego brata i miałam już tego dość. Szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz i ogarnął mnie ziąb wieczora.
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam pół leżącą dziewczynę na środku chodnika. Na jej twarzy malował się grymas bólu i cierpienia, więc nie mogłam tak jej zostawić. Podeszłam do niej.


~*~

*Ruby*

     Był kwietniowy poranek, kiedy przechodziłam przez parkową alejkę, kierując się do wyznaczonego celu. Moja głowa jeszcze pulsowała po wczorajszej imprezie. Zdecydowanie przeholowałam, a teraz muszę cierpieć. 
     Kilka chwil później znajdowałam się przed drzwiami kawiarenki, w której pracowałam. Przekręciłam zamek w drzwiach i weszłam do środka. Odwróciłam plakietkę "zamknięte" na "otwarte" i mogłam zabrać się do pracy.
     Pierwsi klienci byli już 15 minut później. Starałam się uwijać jak najszybciej, ale średnio mi to wychodziło. 
     -Poproszę Espresso Dopio-usłyszałam czyjś głos i odwróciłam się w tamtą stronę.
     Przy stoliku siedział przystojny brunet. Miał na sobie bluzkę z długim rękawem, a jego kurtka przewieszona była na oparciu krzesełka. Spoglądał na mnie swoimi ciemnymi, prawie czarnymi oczami. Kilka tatuaży wystawało mu spod dekoltu. Miał kolczyk w brwi, a także uszach.
     Zdecydowanie mój typ.
     -Chwileczkę-odpowiedziałam i podeszłam do lady, gdzie wykonałam wszystkie zamówienia.
     Ustawiłam na tacy 4 filiżanki kawy i kładąc ją na dłoni, ruszyłam przed siebie.
     Już chciałam odwrócić się, aby dostarczyć ostatnią, kiedy mój fartuch zahaczył o czyjeś krzesło. Szarpnęłam się, ale dzięki temu się potknęłam i wylądowałam na pobliskim stoliku. Taca wyleciała mi z rąk, a razem z nią kawa dla klienta. Filiżanka rozbiła się w drobny mak, a jej zawartość rozlała.
     -Wszystko w porządku?-zapytał ten sam męski głos.
     Uniosłam głowę do góry, aby zobaczyć, jak chłopak mi się przygląda. 
     -Widzę, że ta praca chyba cię nie lubi-zaśmiał się.
     Wstałam ze stolika i poprawiłam swoje ubranie.
     -Nie prawda. To był czysty przypadek-uśmiechnęłam się.
     -Jestem Jake-powiedział i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
     -Rachel-odpowiedziałam.

     -Z nami koniec.
     Co?
     Słyszałam wszystko jak przez mgłę. Nie mogłam w to uwierzyć.
     -A....al...al..-jąkałam się.
     -Po prostu. Spotkałem inną dziewczynę. Jesteśmy razem już od 2 tygodni.
     -I dopiero teraz raczyłeś mnie o tym poinformować?!-syknęłam- A ja przez ponad 3 miesiące ci ufałam, kochałam!
     Uleciało ze mnie całe zdziwienie, a zastąpiła je złość.
    Co za...... dupek!
     -Co ty sobie myślałeś, co?-uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową-Jesteś zakłamanym skurwysynem!-podniosłam głos.
     -Ra..
     -Nie, nic nie mów-przerwałam mu-Tylko.... nie.
     Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam przed siebie, zostawiając za sobą bruneta. 
     Kiedy mijałam jakiś klub naszła mnie ochota żeby się napić. Zrezygnowałam jednak z tego pomysłu. W czym pomoże mi alkohol? W niczym. Tylko pogorszy sytuacje, gdyż jutro będę miała okropnego kaca.
     Zatrzymałam się na chwilę, aby odetchnąć.
     Spokojnie.
     Zrobiłam krok do przodu i poczułam jak lecę w dół. Upadłam prosto na lewą rękę i brzuch. Usłyszałam tylko trzask i już wiedziałam, że to nie skończy się dobrze.
     Moja niezdarność mnie przeraża. Jak zwykle z resztą.
     Okropny ból przeszył moją lewą rękę od nadgarstka po łokieć.
     Chyba jest złamana. Co za szczęście.
     Spróbowałam dźwignąć się na prawej ręce, jednak rezultatem tego było zderzenie mojego tyłka z zimnym chodnikiem.
     -Hej, pomogę ci - usłyszałam ciepły głos gdzieś z boku.
     Spojrzałam w górę i ujrzałam dziewczynę o różowych włosach wyciągającą w moim kierunku rękę. Szybko ją chwyciłam i z pomocą nieznajomej wstałam na nogi.
     -Wszystko okay?-spytała cicho.
     Jest nieśmiała?
     -Coś czuję, że złamałam rękę-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się chcąc obrócić sprawę w żart.
     -Zabiorę cię do szpitala.

***
Cześć miśki! 
Z tej strony Agnieszka Malik i razem z Meredith:3 ruszamy z nowym opowiadaniem!:) 
Ja jestem odpowiedzialna za życie Hope, a Meredith za Ruby.
Mam nadzieje, że fabuła przypadnie Wam do gustu:)
Do następnego! 

2 komentarze:

  1. Zaczęło się naprawdę interesująco. Jestem ciekawa, jak dalej poprowadzicie to opowiadanie. Na pewno pisanie we dwójkę jest wyzwaniem, ale jestem pewna, że dacie radę! Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na nowy rozdział, a co za tym idzie - nowe wydarzenia. Mam nadzieję, że ręka Ruby mimo wszystko nie jest złamana. Zaczynam się bać, że przez swoją niezdarnosc moglaby zrobic sobie przypadkiem krzywde nawet gipsem. :p Mogę tylko liczyć na to, że Hope nie tylko bezpiecznie doprowadzi ją do szpitala, ale zajmie się dziewczyna także później. Czekam na nowosci!

    (Przepraszam za jakość tego komentarza i wszystkie bledy, ale pisanie na telefonie zdecydowanie nie jest dla mnie.)

    Pozdrawiam serdecznie, życzę mnóstwa weny i wolnego czasu na pisanie.

    Charlie
    www.figure-you-out.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, bardzo dziękuję za miłe słowa i mam nadzieje, że uda nam się zatrzymać Cię przy tym opowiadaniu.
      Nie zdradzam dalszych losów, ale już za tydzień powinien pojawić się pierwszy rozdział. I prawdopodobnie jeszcze dziś pojawią się bohaterowie.

      Przesyłam buziaki :***

      Usuń